Hauron pisze:Zauważ że ani Polska nie ma problemół ze sprzedaża obligacji na wiele mld dolarów ani banki z pozyskaniem nowych lokat.
Oczywiście, że nie ma. System, który funkcjonuje, to tzw. "obligacje emerytalne" i w jako koncepcja znany jest od zarania dziejów. Lecz się sierścią psa, który cię ugryzł ("hair of the dog"), innymi słowy - zwalczaj kaca klinem. To, jakie skutki to spowoduje po upływie czasu, jest oczywiste. I podobnie działa OFE, lokując pod przymusem reżimu swe środki w Obligacje rządowe (w tej chwili pewnie już z 250-300 miliardów). Kto je wykupi? Ano, dzięki temu, że panował kiedyś kapitalizm, to
my możemy sobie korzystać
jeszcze z jego zdobyczy. Jak uprawy wysokoplonowe. A po nas? Po nas
choćby potop.
Hauron pisze:Kupujesz obligacje, inwestujesz w akcje czy po prostu wydajesz jeśli nie umiesz ich zainwestować bo wiesz ze za rok już najlepszej plazmy nie kupisz za taka samą kasę.
Na szczęście dzięki gospodarkom jak chińska czy indyjska, wyznających w przeciwieństwie do krajów zachodu dziś
pewne pryncypia kapitalizmu, migracji plebejów do miast i ich bogaceniu się ten rynek drobnej elektroniki rozwija się znakomicie. Czymże innym można prosty lud zadowolić, jak nie świecidełkami? I oczywiście jest tu deflacja. Jeśli nawet nie kupię dobrego modelu telewizora (mimo bandy rzezimieszków wokół mam śmiałość w to też wątpić, czasem wychodzi na to, że kapitalistyczne Chiny produkują dla mnie więcej, niż oni kradną ;-)), tj. z tej samej półki, co dziś, za te same pieniądze za rok, to ten oferowany dziś, o tych samych parametrach technicznych będzie już o 1/3 tańszy. A ten sprzedawany dziś - jeśli zechcę odkupić go jako używany model, to może nawet uda mi się za 1/3 ceny. Plebeje oczywiście maszerują do sklepów i kupują, bo mniej czasu, więc i pieniędzy, kosztuje ich wszystko inne - ubrania, transport czy żywność. Cała zasługa, jak zwykle, w wynalazkach XIX-wiecznego - krwiożerczego i deflacyjnego kapitalizmu.
"Królowa Elżbieta miała jedwabne pończochy. Nie jest typowym osiągnięciem kapitalizmu dostarczanie większej ilości jedwabnych pończoch królowym, lecz umożliwienie dostępu do tego dobra robotnicom fabrycznym, dostępu opłacanego coraz mniejszym wysiłkiem."
Tak sobie pisał Józef Alojzy Schumpeter w 1943. Obstawiam, że dziś jedwabne pończochy są jeszcze tańsze i jeszcze łatwiej dostępne niż wtedy, ale to nic w porównaniu ze (iście deflacyjnym) skokiem z czasów rewolucji przemysłowej.
Ja nie wiem, czy te teorie z okradaniem mnie i wydawaniem moich trzech złotych wbrew mojej woli, to na poważnie, czy czasem nie prowokacja, ale na wszelki wypadek przywołam pana Friedmana:
"Milton Friedman twierdzi, że istnieją tylko cztery takie sposoby (wydawania pieniędzy, przyp. ja)
. Pierwszy sposób wydawania pieniędzy ma miejsce wtedy, gdy wydajemy własne pieniądze na nas samych. Wydajemy wówczas oszczędnie, bo to nasze pieniądze i wydajemy celowo, bo doskonale znamy własne potrzeby. Drugi sposób - gdy wydajemy własne pieniądze na kogoś innego. Nadal wydajemy oszczędnie, ale już niekoniecznie celowo, bo potrzeb tego innego człowieka nie znamy już tak dobrze, jak własnych. Każdy, kto chociaż raz w życiu kupował prezent, wie o co chodzi. Sposób trzeci - kiedy wydajemy cudze pieniądze na nas samych. W takim przypadku nie żałujemy sobie i nie hamujemy nawet rozrzutności, ale wydajemy celowo, bo własne potrzeby cały czas znamy. I wreszcie sposób czwarty - kiedy wydajemy cudze pieniądze na kogoś innego - ani oszczędnie, ani celowo, zwłaszcza, gdy tych "innych" jest np. 38 milionów."
Nie mam w zasadzie nic do dodania i nawet niespecjalnie mnie problem od tej strony nie interesuje. Istota rzeczy leży w tym, że nikt nie ma
moralnego prawa do tego, aby ograbić mnie z tych trzech złotych, które stanowią moją własność, aby np. spożytkować je na szkołę dla dziecka sąsiada, którego (sąsiada i dziecka ;-)) ja szczerze nie znoszę. Niezależnie od oczekiwanych skutków i rzekomej legitymizacji - jest to rozbój.
I równie dobrze moglibyśmy przecież wybijać szyby w oknach albo podpalać auta, prawda?
www.youtube.com/watch?v=TqfbcNQUVbQ
Ludziska sobie kupią nowe, bo w domu zimno, bo nie ma czym jeździć. Wzrośnie popyt, gospodarka skorzysta. Czyż nie? Heh, nie wiem nawet po co ja to piszę. Ktoś normalny w ogóle poza tymi złodziejami w parlamentach w takie bzdury wierzy (którzy udają, że wierzą, a robią to
dla pieniędzy)?
Hauron pisze:* obligacje państwo coś buduje np drogę (zarabia firma budowlana która płaci pensje i podatki) lub daje zasiłki dla bezrobotnych, którzy z kolei kupują jedzenie lub alkohol i producent chleba i gorzelnia mają zamówienia
A to już skrajny przypadek. Wychodzi na to, że zagrabione ode mnie pieniądze nie dość, że nie idą na moją heroinę, jak ja bym chciał (moje!), to rozgrabiane są gdzieś po drodze przez dziesiątki biurokratów, niesłusznie przekonanych, iż warci są narządów i żywych tkanek, z których ich ciała są zbudowane, wykonujących bardzo rzetelną i nikomu niepotrzebną, a często szkodliwą robotę. W uczciwym systemie ci ludzie albo:
- pomarliby z głodu (selekcja naturalna, słodko!),
- albo zostaliby zastrzeleni przy próbie kradzieży jedzenia (znów selekcja),
- albo wykorzystywaliby dobra, które z powodu rewolucji, jaką przyniósł nam deflacyjny XIX wiek, produkujemy z łatwością i w nadmiarze, i zalewają śmietniki i wysypiska (jeśli karmimy tych ludzi z podatków, żarcie w śmietnikach się marnuje, więc musimy produkować więcej zamiast moce przerobowe przestawić na dostarczanie lepszym tego świata jeszcze więcej przyjemności),
- albo zaczęliby wytwarzać coś, co kto inny zechciałby kupić - po prostu.
Hauron pisze:Fabryka zmniejsza inwestycje, potem zatrudnienie i kicha
Celem gospodarki jest oczywiście
likwidacja zatrudnienia. Jeśli pranie niegdyś zajmowało kobiecie pół dnia albo i cały (bo nad rzekę daleko...), a dziś obsługa pralki, rozwieszenie i poskładanie to jakieś dwadzieścia minut razem, to jest to
oczywiście postęp, nie regres.
A co do powtarzanego już (po raz trzeci) pytania o zakończenie Wielkiego kryzysu, to oczywiście miałem na myśli Twoją, Szanowny
Hauronie, opinię. W mojej ocenie, na ten przykład, to trwa on do dziś.
I oczywiście nie jestem żadnym fanboi-em deflacji, ani nawet standardu złota. Depenalizacja emisji prywatnych walut w zasadzie rozwiązałaby problem - moralnie. A jeśli na wolnym rynku, gdzie lepszy zwycięża a malutki płacze, wygrałaby jakaś śmieszna fiducjarna, na dodatek inflacyjna (w co oczywiście wątpię) waluta, to trudno. Chodzi o pryncypia.