@prezes, hmmmm, generalnie (zapoznałem się też z broszurkami i materiałami szkoleniowymi) on nie mówi złych rzeczy.
Immersja (totalne zanurzenie) jako metoda poznawcza do nauki języka jest bardzo dobrym rozwiązaniem.
Również nauka 1000 najpopularniejszych słów jest całkiem dobrą metodą - ale to tylko pierwszy mały kroczek.
Pisanie o opanowaniu języka w 2 tygodnie na wystarczającym i zadowalającym poziomie jest kłamstwem i nadużyciem.
No, chyba, że kogoś - 'two beer please', have a nice day' i 'what's up' - satysfakcjonuje.
Nie ma tu mowy o jakiejkolwiek gramatyce, zaawansowanym słownictwie, czytaniu czegokolwiek ze zrozumieniem ani normalnej konwersacji.
Ponadto, efekt uzyskany przez 8-12 godzin nauki dziennie jest nie do utrzymania na dłuższą metę. Z każdym dniem powrotu do "normalności" (czyli przejrzenia materiałów przez parę minut czy godzinkę dziennie) zapominamy coraz więcej.
To tak, jakby wyjechać do Chin, spędzać 12 h dziennie z chińskim nauczycielem na nauce i rozmowach po chińsku, po 2 tygodniach wrócić do Polski i liczyć na to, że przeglądając broszurkę czy oglądając film po chińsku z napisami godzinę dziennie zachowamy płynność i będziemy dalej w stanie rozwijać nasze zdolności językowe.
Podsumowując, nie chcę całkowicie hejtować, bo metodologia nie jest zła.
Taki kurs może dać kopa motywacyjnego osobie całkowicie początkującej żeby nabrać zapału do nauki i uwierzyć, że to takie proste (życie zweryfikuje
).
Jest to również dobra opcja dla osób, które coś już potrafią, a szykuje im się powiedzmy wyjazd za granicę, podjęcie pracy w anglojęzycznej firmie czy jakieś wystąpienie w obcym języku - jako taki dodatkowy motywator no i zbombardowanie mózgu intensywną nauką przez krótki okres.
Ale jeśli ktokolwiek wierzy, że po 2 tygodniach będzie w stanie tak jak Grzesiak twierdzi stanąć w nowym kraju i w nowym języku opowiadać pierdoły na scenie, a następnie odpowiadać na pytania publiczności. Baśnie mchu i paproci.